OBOWIĄZEK INFORMACYJNY

Zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, iż na stronie internetowej Administratora znajduje się obowiązek informacyjny (zgodnie z art. 13 RODO), w którym wskazujemy w jaki sposób Państwa dane osobowe przetwarzane są przez Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego ul. Nowy Rynek 11; 09-400 Płock. Prosimy o zapoznanie się z niniejszą klauzulą informacyjną

PLIKI COOKIES

Informujemy także, iż my i nasi partnerzy wykorzystujemy technologie, takie jak pliki cookies, i przetwarzamy dane osobowe, takie jak adresy IP i identyfikatory plików cookies, w celu spersonalizowania treści w oparciu o Twoje zainteresowania, mierzenia wydajności treści oraz uzyskiwania wglądu w odbiorców, którzy widzieli treści. Kliknij poniżej, aby wyrazić zgodę na wykorzystanie tej technologii i przetwarzanie danych osobowych w tych celach. Jeśli nie chcesz, aby pliki cookies były wykorzystywane, kliknij w link Zarządzanie cookies, aby dowiedzieć się jak je wyłączyć.

Informujemy Ciebie, że w ramach serwisu używane są także także tzw. „niezbędne” pliki cookies niezbędne do funkcjonowania strony internetowej, umożliwiające korzystanie z usług dostępnych w ramach Serwisu, służące do zapewnienia bezpieczeństwa, np. wykorzystywanie do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania itp. Szczegóły zawarte są w Polityce Prywatności

W przypadku pytań i wątpliwości co do zakresu przetwarzania Twoich danych przez Administratora zalecamy kontakt z Inspektorem Ochrony Danych - p. Rafałem Andrzejewskim. Kontakt: iod@teatrplock.pl, lub tel. 504 976 690.

Polityka Prywatności  |  Zarządzanie cookies
ROZUMIEM
Znajdź nas:

Teatr to bycie w dialogu - rozmowa z Moniką Mioduszewską - kończącą pracę w płockim Teatrze

Z Moniką Mioduszewską, kończącą pracę w płockim teatrze, rozmawia Leszek Skierski.

Leszek Skierski: Rozpoczynamy w Płocku kolejny sezon teatralny, w twoim przypadku to byłby już trzynasty rok przygody z Melpomeną, a tymczasem zaskakujesz nas decyzją o odejściu. Co było tego powodem?

Monika Mioduszewska: Podobno w życiu pewna jest tylko zmiana. Trzynaście lat w jednym miejscu to dla mnie bardzo długo. I choć w tym czasie współpracowałam z wieloma miejscami poza Płockiem, przyszedł czas, żeby się odłączyć na dłużej. Kiedy pojawiła się propozycja z Teatru Wybrzeże, postanowiłam z niej skorzystać.

Niespełna rok temu awansowałaś na stanowisko sekretarza literackiego…

To było bardzo pozytywne wydarzenie. Długo na to czekałam. Obowiązki literackie wykonywałam przez wiele lat, ten awans tylko to usankcjonował i dawał mi przestrzeń na rozwinięcie się w tej dziedzinie. Jestem za to wdzięczna dyrektorowi Mokrowieckiemu. Może szkoda, że nie potrwało to dłużej. Chyba oboje czujemy niedosyt. A może po prostu to się wydarzyło za późno.

We współczesnym krajobrazie społecznym i ekonomicznym z trudem rozmawia się o „teatrze marzeń”. Nie obawiasz się, że możesz stracić wpływ na jego kształt – formę, kierunek?

To jest zawsze ryzyko. Zdaję sobie sprawę z tego, że w Płocku miałam jakąś przestrzeń do działania. Instytucja, poza tym, że nakłada wiele ograniczeń, daje też mnóstwo możliwości. Współtworzenie jej, kształtowanie, to coś, co mnie interesuje. Ale chcę podjąć ryzyko współtworzenia innego miejsca. Zobaczymy, na ile to miejsce pozwoli mi się realizować.

Ludzie teatru działają cały czas na poziomie podwyższonej adrenaliny. Jeśli szukasz spokoju to możesz się rozczarować.  

Wiem, że w teatrze go nie znajdę. I może dobrze. Ważne tylko, żeby znaleźć jakiś balans pomiędzy zaangażowaniem w pracę, która w przypadku teatru często jest całym naszym życiem, a tym spokojem. Szukam go od dawna.

O czym byś chciała rozmawiać z nową publicznością Teatru Wybrzeże w Gdańsku?

Przede wszystkim, chciałabym rozmawiać. Teatr jest dla mnie dialogiem. Z miastem, w którym się znajduje, z publicznością, a nawet z tymi, którzy do niego nie chodzą, nawiązując do słów Jana Skotnickiego. Zawsze mnie interesowały opowieści. Ludzkie, a dziś coraz częściej nieludzkie – natura, sztuczna inteligencja, wszystko, co nie stawia w centrum człowieka, a raczej traktuje go, jak część całości. O tym chcę dziś rozmawiać.

Co z płockich doświadczeń przyda się w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku?

Pewnie wszystko. W płockim teatrze zajmowałam się wieloma dziedzinami: projektami, komunikacją, pedagogiką teatru, dramaturgią, dostępnością. Wszystkie te doświadczenia sprawiają, że mam szerokie spojrzenie na machinę teatru, jako całość. Z jej różnorodnymi problemami i interesami nie do pogodzenia, które trzeba pogodzić. Pedagogika teatru i wieloletnia praca z publicznością poszerzyły moje myślenie o teatrze o publiczność właśnie. Uważam, że jest ona nieodłącznym elementem naszego działania. Przez te lata nauczyłam się, że teatr to bycie w nieustającym dialogu ze światem. Praca dramaturgiczna była spełnieniem moich marzeń, i nie porzucam nadziei na jej dalsze rozwijanie. Lubię kreować, analizować, procesować. I bardzo lubię pracę z aktorami, mimo że to trudne. Cieszę się, że mogłam współtworzyć spektakl z Julią Mark i pracować z całą fantastyczną ekipą Broniewskiego. Wspólnie z Mariuszem Pogonowskim napisałam tekst sztuki. To też był bardzo dobry, intensywny proces. Ostatni rok poświęciłam głównie dostępności. Wspólnie z Krzysztofem Małachowskim wykonaliśmy dużą pracę, żeby udostępnić teatr dla osób ze szczególnymi potrzebami. To mi jeszcze bardziej otworzyło umysł na ludzi w ich różnorodności. Jeszcze dobitniej zrozumiałam, że teatr to nie jest to, co się dzieje na scenie. Że to dużo więcej.

Finał sztuki o twoim spotkaniu z płockim Teatrem jest: słodki, słodko-gorzki, gorzki, czy bez smaku?

Słodko-gorzki. Takie sztuki są najlepsze. Zostawiam w tym teatrze dużą część siebie. Mam poczucie, że wiele z siebie dałam. Choć czasem to pewnie było trudniejsze, niż powinno. Mam satysfakcję. Zwłaszcza z wprowadzenia dostępności w teatrze, czy z takich projektów, jak Broniewski. Ale też zostawiam tu wiele osób, za którymi będę tęsknić. To jest ten gorzki element. Zawsze szkoda opuszczać miejsce, które coś dla ciebie znaczy. Ale, nie wszystko się kończy z zapadnięciem jednej kurtyny. Kurtyn może być wiele. Tak mi ostatnio powiedział jeden z kolegów, parafrazując Szaniawskiego. Czas na nową kurtynę.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Róża Kulik