OBOWIĄZEK INFORMACYJNY

Zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, iż na stronie internetowej Administratora znajduje się obowiązek informacyjny (zgodnie z art. 13 RODO), w którym wskazujemy w jaki sposób Państwa dane osobowe przetwarzane są przez Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego ul. Nowy Rynek 11; 09-400 Płock. Prosimy o zapoznanie się z niniejszą klauzulą informacyjną

PLIKI COOKIES

Informujemy także, iż my i nasi partnerzy wykorzystujemy technologie, takie jak pliki cookies, i przetwarzamy dane osobowe, takie jak adresy IP i identyfikatory plików cookies, w celu spersonalizowania treści w oparciu o Twoje zainteresowania, mierzenia wydajności treści oraz uzyskiwania wglądu w odbiorców, którzy widzieli treści. Kliknij poniżej, aby wyrazić zgodę na wykorzystanie tej technologii i przetwarzanie danych osobowych w tych celach. Jeśli nie chcesz, aby pliki cookies były wykorzystywane, kliknij w link Zarządzanie cookies, aby dowiedzieć się jak je wyłączyć.

Informujemy Ciebie, że w ramach serwisu używane są także także tzw. „niezbędne” pliki cookies niezbędne do funkcjonowania strony internetowej, umożliwiające korzystanie z usług dostępnych w ramach Serwisu, służące do zapewnienia bezpieczeństwa, np. wykorzystywanie do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania itp. Szczegóły zawarte są w Polityce Prywatności

W przypadku pytań i wątpliwości co do zakresu przetwarzania Twoich danych przez Administratora zalecamy kontakt z Inspektorem Ochrony Danych - p. Rafałem Andrzejewskim. Kontakt: iod@teatrplock.pl, lub tel. 504 976 690.

Polityka Prywatności  |  Zarządzanie cookies
ROZUMIEM
Znajdź nas:

Broniewski na patelni. Głos z publiczności

W centrum siedzący na niskim podeście Aleksander Maciejczyk. Wkłada do ust łyżkę. W drugiej dłoni trzyma talerz. Po lewej stronie siedzi na tym samym podeście Dorota Cempura

To nie jest łatwe przestawienie, a Broniewskiego w nim nie da się lubić, ot tak. I ot tak nie można go znienawidzić. Jest bliski wszystkim małościom, które w nas samych drzemią i wielkościom, do których chcielibyśmy doskoczyć. I nie jest ani niezłomny, choć trochę wyklęty, ani święty też nie jest, choć świetny w niektórych życia zakrętach ujętych w spektaklu.
Na początku przedstawienia dostajemy Broniewskiego na tacy, na białej karcie, która za chwilę zapełni się narracją, ale nie będzie to łatwa i przyjemna opowieść, zarówno dla tych, którzy chcieliby go wieszać na drzewie zamiast liści, jak i dla tych, którzy chcieliby pod tym drzewem składać kwiaty i palić świece.

Bo wielka biała platforma pośrodku ciemnej sceny z kartki czekającej na opowieść często zmienia się w tacę z alkoholem, alkowę, patelnię do grillowania i łoże tortur. I są tu jego oprawcy z więzienia na Łubiance i głupi dowódcy, i wierni przyjaciele literaci, i żony, i kochanki, i dzieci.

I mam wrażenie, że twórcy spektaklu zapraszają nas na Władkowy Roast. Prosimy! Zachęcamy! Podworujmy sobie z Władka! Łapmy za gębę tego komunistę. Łapmy za serce tego pijaczynę, tego pożal-się-boże męża stanu i męża Marii, co z miłości nurza się w rynsztoku. Ojca, którego świat pęka jak atom po tragicznej śmierci córki. Pyszałka, co równie mocno chwalił Stalina, jak i kochał Marszałka. I popatrzmy, jak pięknie sypie sobie kurhanek. A my zdecydujmy - ku chwale czy na pohybel. Co? Niewygodnie?

Reżyserka i dramaturżka płockiego przedstawienia mówią, że ten Broniewski to dla młodych. A ja siedzę drugą godzinę i myślę, cholera pogubią się w tych faktach, w tej opowieści zawiłej, w tej postawie niejednoznacznej. A potem myślę: a dobrze! A niech tak będzie! Bo zarówno nasze małe historie, jak i ta duża, w którą zaplątał się Władek z Płocka, nigdy nie są czarno-białe i strzeliste jak Marsz Żołnierzy Wyklętych. Jeśli człowiek przeżył dwie wojny, siedział za sanacji i w więzieniu ruskiej bezpieki, to nie będzie to byt jednoznaczny, laurkowy czy spiżowy. Będzie poorany, z łapą zawiniętą w bandaż. Dlatego ostatnia ze sceny, kiedy Broniewski zaczyna być oceniany przez współczesnych, to pomysł doskonały, który pozwoli - mam nadzieję - zrozumieć jak on nam się wymyka, jak ucieka wszelkim schematom. Nawet symboliczna miska krwi niewinnych (a może miska pomyj), która wydawała mi się z początku nadużyciem scenograficznym, dziś bardzo mi pasuje. Jest przerysowaniem, które oddaje patos niektórych jego wierszy i obrzydzenie współczesnych.

Aktorsko absolutnie porwała mnie Paula Stępczyńska, która wniosła w spektakl dużo dobrej energii i zniuansowanej gry. Każda postać, w którą wchodziła była wyrazista i inna od poprzedniej. A grała przecież i matkę i córkę. Przypominam sobie scenę badmintonową (swoją drogą świetny pomysł) i jej pięknie narastającą wściekłość. Jeśli przy scenach jesteśmy, to relacja Oli (bardzo dobra Dorota Cempura) i Marii (Paula Stępczyńska) z poszukiwań mężów po stalinowskich więzieniach jest naprawdę brawurowo zagrana. Brawo za odwagę, aby zrobić to właśnie tak. Szkoda, że nie oglądamy tego na scenie, tylko na ekranie. Po raz kolejny z dużą przyjemnością śledziłem grę Dariusza Poleszaka-Hassa. Sporo w tym spektaklu wziął na siebie i trzeba przyznać, że z korzyścią dla całości. Lubię jego oskarżycielski monolog autora „Rozbierania do snu”. Jakub Matwiejczyk nie zawsze mnie ciekawił, ale na plus jest jego Tuwim i Hłasko.

W tym całym wywodzie jednoznacznie opowiedziałem się za formą sceniczną, za zamysłem dramaturgicznym, teraz dodam co moim zdaniem nie zagrało. Choć sam pomysł z wideo wydaje się zabiegiem ciekawym, nie znajduję do niego klucza. Nie wiem, dlaczego niektóre sceny sfilmowano wcześniej, a nie pokazano ich na scenie. Niestety widać rozdźwięk między tym, co widzimy na ekranie, a tym co na scenie, na niekorzyść tego drugiego (może trafiłem na gorszy dzień). Wiem, że życiorys Broniewskiego to kopalnia bez dna, ale miałem wrażenie, że za dużo tych korytarzy zostało wykopanych i czasami gubiłem się w tym fedrowaniu. Szczególnie pierwsza część nieco męczyła faktografią, przez co ciężko było nawiązać emocjonalną więź z bohaterami. Doceniając ogrom pracy, jaką włożył Aleksander Maciejczyk, żałuję nieco, że rozpisał ten życiorys po żołniersku, marszowo. Zabrakło mi elementów jazzujących i swingujących. Choć w materiałach wideo widać było w nim nieco więcej swady. I jej właśnie życzyłbym sobie nieco więcej w całym spektaklu.

Coûte que coûte, nie zobaczyć „Broniewskiego” to dużo pomyłka.  Mało w tym teatrze opowieści niewygodnych, uczciwych mimo wszystko, i dających pole do własnych przemyśleń widza.

Radek Łabarzewski