OBOWIĄZEK INFORMACYJNY

Zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, iż na stronie internetowej Administratora znajduje się obowiązek informacyjny (zgodnie z art. 13 RODO), w którym wskazujemy w jaki sposób Państwa dane osobowe przetwarzane są przez Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego ul. Nowy Rynek 11; 09-400 Płock. Prosimy o zapoznanie się z niniejszą klauzulą informacyjną

PLIKI COOKIES

Informujemy także, iż my i nasi partnerzy wykorzystujemy technologie, takie jak pliki cookies, i przetwarzamy dane osobowe, takie jak adresy IP i identyfikatory plików cookies, w celu spersonalizowania treści w oparciu o Twoje zainteresowania, mierzenia wydajności treści oraz uzyskiwania wglądu w odbiorców, którzy widzieli treści. Kliknij poniżej, aby wyrazić zgodę na wykorzystanie tej technologii i przetwarzanie danych osobowych w tych celach. Jeśli nie chcesz, aby pliki cookies były wykorzystywane, kliknij w link Zarządzanie cookies, aby dowiedzieć się jak je wyłączyć.

Informujemy Ciebie, że w ramach serwisu używane są także także tzw. „niezbędne” pliki cookies niezbędne do funkcjonowania strony internetowej, umożliwiające korzystanie z usług dostępnych w ramach Serwisu, służące do zapewnienia bezpieczeństwa, np. wykorzystywanie do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania itp. Szczegóły zawarte są w Polityce Prywatności

W przypadku pytań i wątpliwości co do zakresu przetwarzania Twoich danych przez Administratora zalecamy kontakt z Inspektorem Ochrony Danych - p. Rafałem Andrzejewskim. Kontakt: iod@teatrplock.pl, lub tel. 504 976 690.

Polityka Prywatności  |  Zarządzanie cookies
ROZUMIEM
Znajdź nas:

To jest mój początek. Rozmowa z Aleksandrem Maciejczykiem

Świeżo upieczony absolwent Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie filii we Wrocławiu. Rolą Filona w Balladynie debiutował w teatrze. Z Aleksandrem Maciejczykiem rozmawia Monika Mioduszewska-Olszewska.

Jak się czujesz?

Dzisiaj zmęczony. To dlatego, że miałem koszmary. Ale ogólnie dobrze.

A po debiucie na scenie?

Gorzej się czułem w trakcie. Czułem stres, że jest cholernie mało czasu. Tym większy stres, że to dla mnie nowe miejsce, nowi ludzie. To trudne. Nie chcesz wypaść przed nimi, jak baran, który nic nie umie. A jednak czasu mało. Na szczęście tekstu nie było dużo. Jakoś dałem radę.

To było zastępstwo, które wyniknęło niespodziewanie. Niemal w ostatniej chwili zastąpiłeś Darka Poleszaka-Hassa.

Niespodziewanie też wyniknęło to, że zagram premierę. Ale chyba ta wiadomość po prostu mnie spięła i zmotywowała do pracy.

Takie sytuacje cię nie paraliżują?

Nie paraliżują. W szkole tak było cały czas. Do sesji stawiało się egzamin w parę dni, więc to nie jest problem. Gorzej by było, gdybym miał więcej tekstu. Ale robiłbym, co bym mógł.

Mówimy o twoim debiucie na deskach teatru zawodowego, ale grałeś już w spektaklach w szkole. Czujesz różnicę między szkołą teatralną i teatrem?

Tutaj za to płacą.

To jest dość ważne.

To najważniejsza różnica. Szkoła stresuje. Bardzo. Niektórych mniej, niektórych bardziej. Mnie akurat stresowała. Czasami na egzaminach miałem wrażenie, że czego by się nie zrobiło, to…

…będzie źle?

…że może być źle. Ale w efekcie nie było nawet aż tak źle. Chociaż dobrze też nie było pewnie (śmiech).

To jest chyba przypadłość całej polskiej szkoły, nie tylko artystycznej, że głównie się wytyka błędy.

To prawda. Wiadomo, że uczą tam ludzie, którzy są najlepsi w swojej dziedzinie, przekazują to, czego sami się nauczyli. Ale każdy jest różny, i nie w każdego zawsze się trafia. Chociaż wykładowcy wiedzą, co robią. Tak myślę.

Powiedziałeś, że w szkole zawsze czułeś, że może być źle. W teatrze to uczucie ci nie towarzyszy?

W szkole jest ocena, coś źle wypadnie – do widzenia. Tutaj to, że to jest praca, że to jest teatr wreszcie - motywuje, sprawia, że się po prostu chce. Naprawdę. Ale też ludzie. Bo znam tutaj parę osób już od dawna. I to też jest przyjemne. Od razu się łatwiej pracuje. A w ogóle to byłem zaskoczony, bo myślałem, że będę sobie siedział sam po swoich scenach i czekał, a tu się okazuje, że jest bardzo przyjemnie i jest z kim porozmawiać, praktycznie z każdym.

Trochę taki łódzki bąbelek sobie stworzyliście. Najpierw trafił do nas Adam Gradowski, za nim Jakub Matwiejczyk, teraz ty.

Ja jestem po Wrocławiu, ale rzeczywiście z Łodzi.

I podejrzewam, że z Łodzi się znacie, bo chłopaki kończyli filmówkę?

Też, ale poznaliśmy się w Krakowie. Znamy się już prawie dziesięć lat.

To wygląda jak plan. To wasze ściąganie się tu (śmiech).

Oficjalnie to nie był żaden plan (śmiech). Po prostu tak się ładnie złożyło. Naprawdę.

Twój dyplom to było dość głośne przedstawienie. Dużo się mówiło o Innych ludziach Doroty Masłowskiej w reżyserii Macieja Stuhra. To chyba nie jest częste, że dyplom aktorski robi tyle zamieszania?

Wszystko zależy chyba od tego, czy jest dobry czy niedobry. Praca nad dyplomem była bardzo dobrym doświadczeniem, bo pan Maciej od razu wiedział, co chce zrobić. Widzieliśmy, że wszystko ma w głowie. Była taka łatwość w tym, że wiedzieliśmy, co mamy robić. Podczas dyplomu wszyscy grają do jednej bramki. Wspieraliśmy się. Ktoś przygotował koledze rekwizyt, kiedy ten miał wyjść na scenę, żeby wszystko było poukładane. Nie było czegoś takiego, że idziemy na egzamin ze stresem… to znaczy było jakieś spięcie, ale robiliśmy to z przyjemnością. Każdy tam szedł z przyjemnością, pewnie też dlatego, że wreszcie kończymy tę szkołę (śmiech). Na pewno od samej szkoły przyjemniejsze jest życie poza szkołą.

Chyba mieliście dużo szczęścia, bo spotkanie reżysera, który ma jasną wizję i wie czego chce nie zawsze jest oczywiste?

Jeszcze nie mam doświadczenia, ale teraz, kiedy robimy Opowieści Droida, jest podobnie. Pan Cezary wie. Po prostu wie. To ważne.

Kogo będziesz tam grał?

Ucznia szkoły mocy, przedstawiciela konstruktorów Droidów, górnika, ale ten górnik będzie tylko w piosence, ucznia ciemnej strony i jeszcze robota przechwytującego R2424.

Widzę, że już się nauczyłeś.

Troszeczkę. Ale nie mogę sobie przypomnieć… o, akolita, przypomniało mi się, tak się nazywa uczeń ciemnej strony mocy.

Jest tam trochę skomplikowanych nazw do wkucia?

Skomplikowanych nazw jest sporo, ale myślę, że dla mnie bardziej skomplikowane będą przebiórki. Bo ich będzie multum. A te stroje, widziałem już rysunki, są bardzo ładne, bardzo wymyślne, bardzo w klimacie Gwiezdnych wojen, więc nie będzie łatwo.

Cezary Żołyński jest największym znanym nam fanem Gwiezdnych wojen, więc na pewno ma wizję tego, co chce zrobić. A Ty jesteś fanem?

Oczywiście. Uwielbiam od zawsze. Jestem bardzo ciekawy, jak można zinterpretować Gwiezdne wojny na scenie teatru.

Wróćmy do grania w szkole. Co dobrze wspominasz?

Dyplom indywidualny, w którym wystąpiłem - Nondum w reżyserii Martyny Matoliniec. Miałem możliwość animowania formą. To był odlew z mojej twarzy, korpusu, rąk, nóg. No i pamiętam, że to było niesamowite. Byłem na trzecim roku i to było dla mnie coś nowego. I znowu ten stres, że coś popsuję, albo zrobię coś źle. Praca była dość długa, ale efekt był. Wykładowcy przyjęli ten dyplom, bardzo im się spodobał. Reżyserka zrobiła świetną robotę.

Masz za sobą współpracę z Instytutem Grotowskiego?

To był spektakl dokumentalny Co po Nas zostaje? Podstawą tej pracy były wywiady z naszymi rodzicami i innymi członkami rodziny. Pytałem mojego tatę o dziadka, babcię. Pytaliśmy też dzieci, co po nas zostaje. - „No kości”, proste, to była ich odpowiedź. I tak jest.

Dobrze się czułeś w teatrze dokumentalnym?

To było dobre doświadczenie. Bardzo nam się podobało i cieszyliśmy się z tego, bo to było od początku do końca nasze. O nas, o naszych rodzinach. To było dla nas najważniejsze. Rodziny przyjechały zobaczyć to przedstawienie, więc to jeszcze wzmacniało efekt. Czuliśmy się z tego dumni. Moją częścią była rodzina ze strony taty i pamiętam, że tata – jakby to nie wyszło, i tak pewnie by był zadowolony – ale się wzruszył, co dla mnie było najlepsze.

To, o czym opowiadasz, to bardzo twórczy teatr, pozwalający mówić swoim głosem. Czy po takich doświadczeniach to nie jest dla ciebie problem, że wchodzisz w czyjąś wizję i ją realizujesz?

Nie, bo na tym też polega moja praca. Moja psychika lepiej działa, jeśli ktoś faktycznie wie, jak mnie poprowadzić. Może na takim etapie początkowym to jest dla mnie ważne. Bo to jest naprawdę mój początek. Jakieś swoje pomysły też trzeba mieć, uzgadniać je, ale z reżyserem, bo reżyser powinien być głównym twórcą wszystkiego. Na razie rzadko się zdarza, że mam jakiś pomysł (śmiech).

Może to przyjdzie z czasem.

Może.

Chciałabym cię zapytać o doświadczenie szkoły aktorskiej. Od czasu wybuchu akcji #metoo w polskim środowisku teatralnym staram się o to pytać ludzi, z którymi rozmawiam. Możesz mi opowiedzieć, jak to wygląda z twojej perspektywy? Nie chodzi mi o podawanie nazwisk osób, które cię źle traktowały, bardziej o ogólne doświadczenie.

A szkoda, bo przygotowałem sobie parę nazwisk (śmiech). Oczywiście żartuję. U mnie nie było takich sytuacji. Ale czytałem w jednym wywiadzie coś, co mi się spodobało, że „ze strachu, to się można co najwyżej w gatki sfajdać” a propos przemocowego podejścia.

Nic nie zrobisz, kiedy się boisz?

Nic. Bo jesteś przestraszony, przestraszona. Zamykasz się. I jeszcze dochodzi do tego, że to jest na ocenę, bo to przecież szkoła. Wiem, że w mojej szkole były sytuacje, że paru reżyserów, wykładowców, bydlaków wykorzystywało właśnie to, że mogą zrobić indywidualne próby z aktorkami, podczas których przekraczali ich granice. Zresztą dziewczyny robiły już filmy na takie tematy. To już zostało powiedziane, wszyscy o tym wiedzą, nie będę się powtarzał.  Ale trzeba z tym walczyć.

Czy to był temat, który jako studenci, studentki poruszaliście między sobą?

Prędzej to były rozmowy prywatne. Rozmawialiśmy też czasem na roku, zwłaszcza przy okazji dyplomów. To było coś takiego, że się czasem o kogoś bało, że nie wiadomo, na kogo bliska ci osoba trafi. Bycie wykładowcą/reżyserem daje za dużo „władzy”, to znaczy, tak mi się wydaje. I czasami te osoby się do tego nie nadają. Powinny być jakieś badania, czy nie wiem co, żeby sprawdzać tych ludzi. Bo to naprawdę krzywda na całe życie.

Bycie świetnym artystą nie jest równoznaczne z byciem pedagogiem.

Albo też poczucie, że jest się świetnym artystą, a tak naprawdę się nim nie jest. I jest się jeszcze skończonym łotrem.

Starsi aktorzy często mówią, że dla nich ten temat nie istniał. Że mieli przekonanie, że tak po prostu wygląda życie aktora.

Nie wygląda. To jest takie przeświadczenie sprzed kilkudziesięciu lat, bo tak to wyglądało. Ale moim zdaniem nie można powiedzieć, że tak, to jest życie. To nie jest życie, to jest coś, za co są paragrafy i za co się idzie, za przeproszeniem, do pierdla. Powinno się pójść. I za co się obcina niektóre rzeczy. Najważniejsze, że ta walka się zaczęła i mam nadzieję, że zakończy się sukcesem dla studentów. Że osoby, które są mniej pewne, czy boją się w tych szkołach, czy nie daj Bóg, ktoś stosuje wobec nich jakąś formę przemocy, będą miały odwagę powiedzieć: STOP. Jesteś moim profesorem, powierzyłem swoją naukę, moją przyszłość w Twoje ręce i chcę żebyś mnie czegoś nauczył, a nie żebyś mnie straszył, i żebym ja się codziennie bał/bała przychodzić na twoje zajęcia.

O czym marzysz?

O domu, gdzieś w okolicach Dębek, Stilo, Trójmiasta, nad morzem. Żeby mieć święty spokój. O rodzinie, o dziecku. Żeby była praca. Przeróżna. Żeby było jej jak najwięcej, tym bardziej w tych czasach. I mój ulubiony tekst na wszelkich wyborach miss – pragnę pokoju na świecie. Naprawdę. Tym bardziej w obecnej sytuacji. Żeby nie było koronawirusa. Ale dla siebie, to właśnie marzę o tym domku, że kiedyś go zbuduję, że moja rodzina, moi rodzice będą tam mieszkać, że zawsze będzie gdzie pójść na spacer, bo będzie morze. Że wszystko będzie dobrze.

Nie sądziłam, że zadam ci takie pytanie. Ale chyba czasy są takie, że coraz mniej rozmawiam z ludźmi o niesamowitych kreacjach na scenie, a więcej o tym, co dookoła teatru.

No bo ile można rozmawiać o teatrze? (śmiech)

Kiedyś bym cię zapytała o marzenia aktorskie.

Z marzeń aktorskich, to żeby było jak najwięcej pracy. A potem będziemy weryfikować, co to za praca, co to za rolą, i albo przyjmować albo nie. Bo z czegoś trzeba żyć.

Dziękuję za rozmowę.

Aleksander Maciejczyk - urodzony w 1992 roku w Łodzi. Absolwent Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie filia we Wrocławiu (2021). W 2019 roku współtworzył (reżyseria, scenariusz i wykonanie) spektakl Co po Nas zostaje? dla Instytutu im. Jerzego Grotowskiego. Brał udział w Nondum, dyplomie indywidualnym wydziału lalkarskiego AST we Wrocławiu. Jego spektakl dyplomowy to Inni ludzie w reżyserii Macieja Stuhra (2020), a także Udając ofiarę w reżyserii Krzysztofa Dracza.