OBOWIĄZEK INFORMACYJNY

Zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, iż na stronie internetowej Administratora znajduje się obowiązek informacyjny (zgodnie z art. 13 RODO), w którym wskazujemy w jaki sposób Państwa dane osobowe przetwarzane są przez Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego ul. Nowy Rynek 11; 09-400 Płock. Prosimy o zapoznanie się z niniejszą klauzulą informacyjną

PLIKI COOKIES

Informujemy także, iż my i nasi partnerzy wykorzystujemy technologie, takie jak pliki cookies, i przetwarzamy dane osobowe, takie jak adresy IP i identyfikatory plików cookies, w celu spersonalizowania treści w oparciu o Twoje zainteresowania, mierzenia wydajności treści oraz uzyskiwania wglądu w odbiorców, którzy widzieli treści. Kliknij poniżej, aby wyrazić zgodę na wykorzystanie tej technologii i przetwarzanie danych osobowych w tych celach. Jeśli nie chcesz, aby pliki cookies były wykorzystywane, kliknij w link Zarządzanie cookies, aby dowiedzieć się jak je wyłączyć.

Informujemy Ciebie, że w ramach serwisu używane są także także tzw. „niezbędne” pliki cookies niezbędne do funkcjonowania strony internetowej, umożliwiające korzystanie z usług dostępnych w ramach Serwisu, służące do zapewnienia bezpieczeństwa, np. wykorzystywanie do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania itp. Szczegóły zawarte są w Polityce Prywatności

W przypadku pytań i wątpliwości co do zakresu przetwarzania Twoich danych przez Administratora zalecamy kontakt z Inspektorem Ochrony Danych - p. Rafałem Andrzejewskim. Kontakt: iod@teatrplock.pl, lub tel. 504 976 690.

Polityka Prywatności  |  Zarządzanie cookies
ROZUMIEM
Znajdź nas:

Nie wiem, co to teatr… Rozmowa z Krzysztofem Popczukiem

Z Krzysztofem Popczukiem, rekwizytorem, laureatem Małej Złotej Maski dla pracowników spoza sceny rozmawiał Leszek Skierski.

Pracujesz w płockim Teatrze jako rekwizytor. Efekty twojej pracy są bardzo konkretne i dostrzegalne na scenie. Na czym polega twoja praca, za którą zostałeś uhonorowany Małą Złotą Maską?

Przede wszystkim trzeba podkreślić, że jest to praca zespołowa, wynikająca ze współpracy z reżyserem, scenografem, kostiumografem, aktorami. Dobór rekwizytów – przedmiotów scenograficznych, zależy od twórców, a ich wybór nie zawsze jest oczywisty. Praktycznie wszystko na scenie może być rekwizytem – wazon na kwiaty, atrapy owoców, szczotka do włosów, broszka, lustro, a nawet mebel… Niektóre z nich są statyczne – wiszą na ścianie, stoją w kąciku sceny lub wiszą na sztankiecie; inne „grają” – te których używają aktorzy. Każdy rekwizyt ma swoje miejsce na scenie, wyznaczone przez scenografa i reżysera, którego nie można zmienić. Dlatego tak ważnym w tym zawodzie jest skrupulatność, by nie zapomnieć o żadnym detalu scenograficznym i miejscu, w którym jest umieszczony. Czasami trzeba również poinstruować osobę, która będzie używać danego rekwizytu, jak go trzymać, lub jak z niego na przykład strzelać. Podczas realizacji Makbeta uczyłem dziewczyny rzucać nożem.

Darzysz swoje rekwizyty szczególnym sentymentem?

Zawsze miałem i mam sentyment do staroci – takich z duszą. Trudno powiedzieć, czy jest to zasługa wyłącznie teatru. W jakimś procencie na pewno tak. Szczególny stosunek mam do białej broni. Dlatego w płockim Teatrze to ja zajmuję się tego rodzaju przedmiotami. Rekwizyty z dawnych epok mają swój urok, wiele mówią o ludziach, więc oprócz sentymentu trzeba jeszcze znać historię i ją lubić.               

Z upływem lat każdy zawód się zmienia. Nowoczesne technologie, organizacja pracy, nowe pokolenia i okoliczności wymuszają zmiany na każdym stanowisku. A jak jest w przypadku pracy rekwizytora teatralnego?

Moja praca jest pewnym elementem większej „układanki” na scenie. Podobnie jak w puzzlach, gdzie każdy detal musi pasować do całości. Standardowe działania rekwizytora, jego podejście do zawodu, są stałe. Ale przy każdej nowej premierze mamy do czynienia z czymś niepowtarzalnym, z indywidualnym podejściem twórców do danego przedstawienia. Dlatego trudno dostrzec w pracy rekwizytora teatralnego jakieś zmiany. Na pewno zmieniają się na przykład sposoby pozyskiwania rekwizytów. Jedne trzeba kupić, inne zrobić. Są też takie bardzo trudne do zdobycia. Łatwiej jest załatwić na przykład kałacha, niż emaliowany nocnik (śmiech). Widz patrząc na przedstawienie nie zdaje sobie z tego sprawy. Oczywiście idziemy w teatrze z duchem czasu. Nawet eksperymentujemy. Ale mamy też zdolność cofania się w czasie…               

Od kogo uczyłeś się zawodu?

W tej chwili uświadomiłem sobie, że to już trzydziesty siódmy rok, jak przyszedłem do teatru. Do zawodu rekwizytora wprowadzał mnie Wojtek Deręgowski. On mnie nauczył podejścia do tego zawodu. Pracę w kulisach określają niepisane zasady, których powinno się przestrzegać. Mają one głęboki sens, nawet jeśli wydają się nam czasami dziwne. Nie mam z tym żadnych kłopotów. Bynajmniej, lubię ich przestrzegać. Albo inaczej – są one elementem mojego krwioobiegu.         

Chcesz powiedzieć, że zawód rekwizytora bardziej określają niepisane zasady, niż paragrafy?

Tak, bo wynikają one z potrzeby chwili, i nie da się ich wbić w żadne paragrafy. Chyba, że masz na myśli „Kodeks pracy”, to wiadomo – trzeba go przestrzegać. Ale oprócz tego „życie życiem”. To, czego nie da się zapisać w ustawach, regulują niepisane zasady. A w teatrze jest ich sporo.   

W tym wszystkim musisz również znaleźć czas na statystowanie, a nawet kreowanie ról trzecioplanowych.

Głównie dyrektor Marek Mokrowiecki mnie nimi „uszczęśliwia”. Wzywa mnie do siebie i mówi – „Panie Krzysztofie, mam dla Pana scenkę…”. Wtedy zaczynam się stresować, czy czasem nie będę musiał wypowiadać za dużo tekstu. Ale gdzieś w głębi serca się cieszę, bo daje mi to wiele satysfakcji.    

Widzisz w swojej pracy jakieś punkty styczne z pasją, której się oddajesz od wielu lat - podróżami po świecie? 

To prawda, kocham podróże. Odwiedziłem pięćdziesiąt cztery kraje, a w planach jeszcze ho, ho! Ale teatr to chyba inny rodzaj „wyprawy”. W najbliższej realizacji bajki lecimy w kosmos! Jedynym punktem stycznym jest to, że jak widzę gdzieś na krańcu świata teatr, to zawsze do niego wstępuję. Kiedyś udało nam się wejść w nocy do teatru w Marrakeszu. Portier za drobną opłatą wpuścił nas do środka i nawet zapalił światło.

 Czym dla Ciebie jest teatr?

Po tylu latach, to tak trochę drugim, nieco zwariowanym, domem. Tyle się tu dzieje, że o monotonii nie może być mowy. Ciągle jestem czymś zaskakiwany i ciągle czegoś się uczę.

Najtrafniej byłoby odpowiedzieć parafrazując wiersz Broniewskiego.

…Nie wiem co to teatr.
Nie wiem po co i na co.
Wiem, że czasami ludzie
patrzą na spektakl i płaczą…

Ech… I to kocham w tej robocie.

Zwłaszcza, jak ktoś docenia naszą pracę. W tym roku w Dzień Teatru zostałeś uhonorowany przez Płockie Towarzystwo Przyjaciół Teatru Małą Złotą Maską – Spodziewałeś się tej nagrody?

Byłem zaskoczony, choć spodziewałem się, że kiedyś przyjdzie pora i na mnie. Problem w tym, że nigdy nie wiemy, kto ją dostanie. Dlatego pojawił się element zaskoczenia na mojej twarzy. Jest mi bardzo miło, że ją dostałem, ale wiem, że wśród moich koleżanek i kolegów są osoby, którym się ta nagroda też należy. 

Dziękuję za rozmowę.     

Na zdj. Krzysztof Popczuk i wręczająca mu nagrodę Wiesława Rybicka-Bogusz z Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru, fot. Waldemar Lawendowski