Mariia Korinna, ukraińska aktorka, do niedawna pracująca w Sumskim Teatrze Narodowym Dramatu i Muzycznej Komedii im. M. S. Szczepkina, wystąpi gościnnie w spektaklu Opowieści Droida. O swoich pierwszych wrażeniach z pobytu w naszym teatrze i o tym, jak teraz wygląda jej życie, opowiedziała Monice Mioduszewskiej. Z języka rosyjskiego tłumaczył Henryk Jóźwiak.
Monika Mioduszewska: Jakie jest twoje pierwsze wrażenie po wizycie w naszym teatrze?
Mariia Korinna: To bardzo piękny budynek. Zarówno z zewnątrz, jak i w środku. I bardzo fajny zespół aktorski. Dziękuję, że zostałam tak miło przyjęta. I dziękuję dyrektorowi za to, że dał mi szansę. Kiedy przyjechaliśmy do Płocka, zamieszkaliśmy w Hotelu Płock. Patrzyłam przez okno na teatr i myślałam: „żeby tak tutaj pracować”. Ta myśl była nierealna, ale może poleciała gdzieś w kosmos i się udało.
Jak się czujesz w Płocku?
Spokojna. Kiedy uciekaliśmy ze swojego kraju, to był ogromny stres. Teraz po prostu czujemy się bezpiecznie.
W jakim mieście w Ukrainie mieszkałaś?
W Sumach. To przy granicy z Rosją, z Kurskiem. Strefa przygraniczna. Ten rejon jest teraz codziennie ostrzeliwany. Teatr, w którym pracowałam, wznawia działalność, można pracować, ale aktorzy muszą podpisywać oświadczenia, że podejmują pracę na własną odpowiedzialność. Mam dwójkę dzieci, nie mogłam tak ryzykować.
Jak wyglądało twoje życie przed wojną?
Kiedy wybuchła wojna, to pomyślałam, jakie miałam wcześniej szczęśliwe życie. Sumy to piękne miasto. Miało około trzystu siedemdziesięciu tysięcy mieszkańców. Wszystko było dobrze. Dom, praca, dzieci, szkoła. Rano dzieci do szkoły, przedszkola. Później od 11.00 do 14.00 próba w teatrze. Po próbie odbierałam dzieci ze szkoły. I od 18.00 spektakle w teatrze.
Większość dnia spędzałam w teatrze. Wyrosłam w nim. Moi rodzice są artystami, od dziecka wdychałam zapach teatru, więc nie mogłam obrać innej drogi. Tata pracował jako zasłużony artysta Ukrainy, bo u nas się nadaje takie tytuły. W tej chwili nie pracuje, bo miał zawał serca. Mama ma taki sam tytuł i nadal pracuje w tym samym teatrze. Dziś oboje są ze mną w Płocku.
Chcesz opowiedzieć o rolach, które grałaś w swoim teatrze?
Koniecznie (śmiech). Wychodziłam na scenę od czwartego roku życia, i nawet dostawałam za to już trochę pieniędzy. Grałam Rusałkę. Były spektakle, w których potrzeba było dzieci. Później skończyłam Uczelnię Kulturalną im. Bortniańskiego w Sumach i Narodowy Uniwersytet Artystycznym im. Iwana Kotlarewskiego w Charkowie na kierunku artysta teatru i kina. Kiedy byłam studentką, wchodziłam w epizody. Ale jak skończyłam szkołę, to pierwszą rolą była Marianna w Tartuffie Molera.
Które role są dla ciebie szczególnie ważne?
Ważną rolą była Sofija w sztuce ukraińskiego pisarza Iwana Karpenko-Karego
Kto winien? Rola Solveig w Peer Gyncie Ibsena. Rusałka w Leśnej pieśni Łesi Ukrainki, Ofelia w Hamlecie Szekspira. Później zaczęły się spektakle muzyczne. Zagrałam Elizę Doolittle kwiaciarkę w My Fair Lady, Marię w West side story i Bellę w muzycznej wersji Pięknej i bestii. Była też rola Roxanne w Cyrano de Bergerac i Ali w Tangu Mrożka.
Słyszałam, że jesteś utalentowana wokalnie.
Nigdy się nie uczyłam w tym kierunku, wszystko na słuch. Nie sądziłam, że będę śpiewać. Ale po tych kilku muzycznych przedstawieniach okazało się, że dobrze mi to wychodzi.
W spektaklu Opowieści Droida też zaśpiewasz. Piosenkę o wolności, bardzo symboliczną w obecnej sytuacji.
To rzeczywiście bardzo symboliczne. Uczę się śpiewać po polsku, ale wiem, o czym jest piosenka. To dla mnie ważne.
Myślisz o powrocie do Ukrainy?
Na razie nie. To dla mnie zbyt straszne. Cały dom przywiozłam tutaj. Dzieci, rodziców, dwa psy. Niby cały czas nas uspokajają, mówią, że to się skończy, ale ja myślę, że to potrwa bardzo długo. Mamy w telefonach aplikację, która informuje o atakach lotniczych. Siedem razy dziennie wyje syrena alarmowa. Nie jestem na to gotowa. Przed wyjazdem siedziałam u sąsiada w piwnicy, bo u mnie w domu nie ma gdzie się schować. Spaliśmy w ubraniach, w pełnej gotowości. Tak się nie da funkcjonować na dłuższą metę. Nie mogę ryzykować życiem dzieci. Moje dzieci są małe. Jedno ma rok i dziesięć miesięcy, drugie 8 lat.
Byłaś wcześniej w Polsce?
Byłam wiele lat temu. W wieku osiemnastu lat przyjechałam na wycieczkę do Treblinki, Auschwitz i Warszawy.
Czy jest coś, co cię tu zdziwiło?
Wszyscy są tu bardzo otwarci. Wszyscy chcą pomagać, są uśmiechnięci. Zastanawiam się, jak ja bym się zachowała w podobnej sytuacji. Myślę, że też bym pomagała, ale zadziwia mnie to, że obca kobieta kupiła nam podściel, patelnie. Nie mieliśmy niczego. Wy jesteście tacy, że chcecie pomóc. Idę ulicą z dziećmi, zaczepiają mnie starsze panie, bawią się z dziećmi, biorą je na barana. To mnie bardzo zaskakuje. I bardzo za to dziękuję.
Mam nadzieję, że za jakiś czas będziemy mogły porozmawiać bez tłumacza.
Ja też mam taką nadzieję. Uczę się polskiego w Bibliotece Pedagogicznej w Płocku. Coraz lepiej mi idzie.
Dziękuję za rozmowę.
Na zdjęciu Mariia w roli Ofelii w "Hamlecie" Szekspira.