Zmarł Witold Mierzyński
Z przykrością informujemy, że w nocy z 9 na 10 lutego zmarł nasz kolega aktor Witold Jan Mierzyński. Uroczystości pogrzebowe odbędą się 15 lutego o 13.00 na Cmentarzu Komunalnym.
Był związany z teatrem przez ponad pięćdziesiąt lat. Rozpoczął karierę w Teatrze Ziemi Opolskiej (1956 r.), grał na wielu scenach: we Wrocławiu, w Poznaniu, Opolu, Rzeszowie, Zabrzu i Grudziądzu.
Wykreował dziesiątki postaci, które zapisały się w historii teatru polskiego. Do Płocka Przybył we wrześniu 1977 roku. Przyszedł do niego za sprawą Jana Skotnickiego, jako laureat Festiwalu Teatrów Polski Północnej, na którym otrzymał „Złotą Karetę” za rolę Szeli w Turoniu St. Żeromskiego. Jego niezapomniane kreacje, to: Sir Tobiasz w Wieczorze Trzech Króli Szekspira, Kanalarz w Rzeczy Listopadowej Bryla, Doktor Racapan w Na czworakach Różewicza, Regimentarz w Śnie srebrnym Salomei, Prezes w Kordianie Juliusza Słowackiego, Cześnik w Zemście Fredry, Dziad w Weselu St. Wyspiańskiego, Grzegorz w Damach i Huzarach. W 1991 roku przygotował monodram Moniza Clavier Sławomira Mrożka, a w 2004 roku w ramach Sceny Inicjatyw Aktorskich Tryptyk Rzymski (medytacje-czytanie) Jana Pawła II.
W 1993 r. założył Scenę Niezależną „Antrakt”, o profilu skierowanym na edukację teatralną dzieci i młodzieży. Przez siedem lat współpracował również z Państwową Szkołą Muzyczną w Płocku, ucząc młodzież dykcji oraz interpretacji wiersza i prozy.
We wrześniu 2014 roku odszedł na emeryturę, by oddać pierwszeństwo młodszych kolegom. Zamierzał w pełni poświęcić się drugiej pasji, pisarstwu. Zszedł ze sceny w poczuciu, że w karierze aktora przychodzi moment, iż trzeba przewartościować wszystkie dotychczasowe działania zawodowe, nadać im nowy wymiar. Wydał 13 tomików wierszy i kilku dramatów.
Ostatni wywiad z Witoldem Mierzyńskim, którego udzielił do „Aktualności Teatru Płockiego” w październiku 2014 r.
Nawet w najmniejszej zagranej roli ukryty jest kawałek złota.
Aktor na emeryturze
Z Witoldem Janem Mierzyńskim – nestorem płockiej Sceny, rozmawiał Leszek Skierski.
Jesteś starszym aktorem, ale wciąż aktywnym, mimo tego decydujesz się odejść na emeryturę. Z własnej woli?
Niektórym to może wydawać się nieprawdopodobne, ale odchodzę z własnej woli. Zawód aktora wymaga dużego wysiłku i zaangażowania – próby, spektakle, wyjazdy… Mam tego świadomość, że nie jestem już tym samym aktorem, jak dawniej. Jestem z tym pogodzony. Dlatego podjąłem żołnierską decyzję, że czas ustąpić miejsca młodszym kolegom.
W żołnierskim stylu i na rozkaz dyrektora Marka Mokrowieckiego.
To była moja decyzja. W tym zawodzie liczy się kondycja psychiczna i fizyczna. Z tą pierwszą nie mam problemu, ale druga wyraźnie podupadła. Podczas rozmowy z dyrektorem Mokrowieckim powiedziałem, że chcę odejść godnie. Zagrałem w płockim Teatrze wiele ról i nie chciałbym pozostawiać po sobie jakiegoś zniesmaczenia. Mam zakorzeniony w pamięci obraz relacji wojskowych – cenie sobie honor, godność i miłość do Ojczyzny. Mój stryjek był ułanem. Opowiadał mi kiedyś, że w czasie działań zbrojnych jego ukochany koń złamał nogę i zmuszony był go zastrzelić. Cierpiał z tego powodu, ale nie miał innego wyjścia. Podobnie jest ze mną – cierpię z tego powodu, że muszę żegnać się z płocką publicznością i wami, bo was ukochałem. Ale nie mam wyjścia, muszę odejść.
Będziesz bliżej nas. Będziemy mieli więcej czasu na spotkania i rozmowy.
I to mnie cieszy…
Aktorzy – seniorzy narzekają, że ich emerytury są niewielkie.
W tym zawodzie wiele zależy od szczęścia. Nigdy mi go nie brakowało, więc patrzę w przyszłość z optymizmem. Kiedy człowiek jest bardziej dojrzały, inaczej widzi świat.
Czujesz się aktorem spełnionym?
Całym szczęściem aktora jest być na scenie, bez względu na to, jaką gra na niej rolę. Przychodzi jednak czas, że musi z tej sceny zejść z honorem, po ułańsku. Zagrałem około stu ról. Teatr daje człowiekowi piękne przeżycia, ale trzeba się do nich odnosić z szacunkiem.
Zabiegałeś szczególnie o jakąś rolę, której nie udało ci się zagrać?
Jest wiele ról, które aktor chciałby zagrać, a marzenia nie zawsze się spełniają. Tęsknota za rolą, już sama w sobie jest piękna. Bo chcesz, pragniesz i dążysz do tego… Człowiek, który na scenie walczy, przegrywa. Aktor musi wiedzieć, że teatr już sam w sobie jest świętością. Nawet w najmniejszej zagranej roli ukryty jest kawałek złota.
Nie zapominajmy o tym, że jesteś również poetą. Jakieś plany literackie na przyszłość?
Twórczość poetycka – podobnie, jak teatr, daje mi poczucie bezpieczeństwa i szacunku. Moim pragnieniem jest zrealizować na scenie ostatnią swoją sztukę Straszna babunia, czyli biuro matrymonialne.
Życzymy spełnienia planów premierowych i połamania pióra w twórczości literackiej.