Uczennice I Prywatnego Liceum Plastycznego w Płocku otrzymały od nauczyciela – Macieja Jeziórskiego nietypowe zadanie – w ramach ćwiczeń projektów miały stworzyć kostiumy i scenografię do sztuki Szalone nożyczki. Prace uczennic ocenił Jacek M. Hohensee – autor scenografii do Szalonych nożyczek w reżyserii Stefana Friedmanna, których premiera w płockim Teatrze odbędzie się 6 stycznia 2018 roku.
Na zakończenie spotkania z licealistkami Jacek Hohensee otrzymał od dyrektorki szkoły, pani Małgorzaty Mroczkowskiej, kalendarz na rok 2018 z opublikowanymi pracami międzynarodowego konkursu prac uczniów, zorganizowanego przez Liceum Plastyczne w Płocku. Uważny widz Szalonych nożyczek, których akcja dzieje się w Płocku, znajdzie go na ścianie dekoracji spektaklu.
Zawód scenograf
O spotkaniu z licealistkami Jacek Hohensee opowiedział Leszkowi Skierskiemu.
Leszek Skierski: Młodzież miała za zadanie wybrać trzy postacie ze sztuki Szalone nożyczki, określić je kostiumem i zaproponować scenografię do przedstawienia. To dobry punkt wyjścia dla scenografa?
Jacek Hohensee: To znakomity punkt wyjścia do tworzenia porozumienia z reżyserem. Tak właśnie wyglądają moje rozmowy z reżyserem, Stefanem Friedmanem. Z tym, że do Szalonych nożyczek kostiumy projektowała Ewa Gdowiok.
W tym przypadku młodzież była jednak pozbawiona konsultacji z reżyserem, musiała radzić sobie sama.
Projekty, które mi zaprezentowano, świadczą o ciekawym, twórczym myśleniu o inscenizacji. Nie spodziewałem się, że tak świetnie poradzą sobie z postawionym zadaniem. W końcu Szalone nożyczki to farsa, ale z wątkiem kryminalnym, na dodatek z zagadką, którą musi rozwiązać widownia. To, że dostali akurat tę sztukę do realizacji, to z jednej strony kłopot – bo rzecz nie jest prosta; z drugiej zaś wyzwanie do samodzielnego myślenia. A sztuka scenografii, jak każda dziedzina twórczości teatralnej, nie istnieje sama – bez gry aktorów, światła, muzyki; bez ruchu scenicznego etc. – Jest częścią całości, skomponowanej przez reżysera. Spektakle, które nie podlegają prawu kompozycji „twórczości zbiorowej” najczęściej są artystyczną klęską.
Młodzież sobie poradziła ?
Każdy z uczniów miał inną wizję tej samej sztuki.
Czy coś Pana zaskoczyło w tych pracach?
To bardzo dobrze, że w młodych ludziach dominuje konieczność wyrażania siebie samego, konieczność wyzwolenia swojej własnej wyobraźni. W tym konkretnym przypadku uczennice przedstawiały własną wizję spektaklu. I tę wewnętrzną potrzebę ekspresji, było widać. W oparciu o każdy projekt moglibyśmy stworzyć przestrzeń sceniczną, zbudować plastyczną narrację. To samo dało się zauważyć w sposobie budowania postaci sztuki, w oparciu o projekty kostiumów. W zdecydowanej większości były to wyraziste i piękne plastyczne pomysły.
Dostrzegł pan wśród tych młodych ludzi przyszły potencjał zawodowy – mam na myśli przyszłych scenografów?
Chyba nawet im tego życzyłem... Choć z drugiej strony teatr w swojej tradycyjnej formie niestety chyba zamiera. A zawód scenografa nie jest łatwy. Twórcy muszą poszukiwać nowych form, struktur przestrzennych sceny, sięgają po całą gamę rozwiązań multimedialnych, elektronicznych. Nie wiem, do jakiego stopnia to zjawisko zdominuje teatr, ale życzę tym młodym dziewczętom – bo to była klasa dziewcząt – aby w swojej przyszłej pracy zawodowej żadne środki wyrazu, te klasyczne i te wybiegające w przyszłość multimedialną, nie krępowały ich wyobraźni.
Sądzi pan, że umocnił je w przekonaniu, co do wyboru przyszłości zawodowej?
Akurat ta IV klasa LO specjalizuje się w kierunku aranżacji przestrzeni, ale słyszałem, że jedna z uczennic wybiera się na scenografię. Życzę jej, aby dostała się na wymarzoną uczelnię i wytrwała w tym zawodzie, który nie jest łatwy, ale dający ogromną satysfakcję. Jeden z moich kolegów scenografów powiedział kiedyś, że „nie ma szczęśliwszej chwili w życiu scenografa, jak zobaczyć na scenie to, co wcześniej zaprojektował”, zwłaszcza, kiedy rzeczywistość sceniczna zgadza się z rzeczywistością wyobrażoną...
Dziękuję za rozmowę.