OBOWIĄZEK INFORMACYJNY

Zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, iż na stronie internetowej Administratora znajduje się obowiązek informacyjny (zgodnie z art. 13 RODO), w którym wskazujemy w jaki sposób Państwa dane osobowe przetwarzane są przez Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego ul. Nowy Rynek 11; 09-400 Płock. Prosimy o zapoznanie się z niniejszą klauzulą informacyjną

PLIKI COOKIES

Informujemy także, iż my i nasi partnerzy wykorzystujemy technologie, takie jak pliki cookies, i przetwarzamy dane osobowe, takie jak adresy IP i identyfikatory plików cookies, w celu spersonalizowania treści w oparciu o Twoje zainteresowania, mierzenia wydajności treści oraz uzyskiwania wglądu w odbiorców, którzy widzieli treści. Kliknij poniżej, aby wyrazić zgodę na wykorzystanie tej technologii i przetwarzanie danych osobowych w tych celach. Jeśli nie chcesz, aby pliki cookies były wykorzystywane, kliknij w link Zarządzanie cookies, aby dowiedzieć się jak je wyłączyć.

Informujemy Ciebie, że w ramach serwisu używane są także także tzw. „niezbędne” pliki cookies niezbędne do funkcjonowania strony internetowej, umożliwiające korzystanie z usług dostępnych w ramach Serwisu, służące do zapewnienia bezpieczeństwa, np. wykorzystywanie do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania itp. Szczegóły zawarte są w Polityce Prywatności

W przypadku pytań i wątpliwości co do zakresu przetwarzania Twoich danych przez Administratora zalecamy kontakt z Inspektorem Ochrony Danych - p. Rafałem Andrzejewskim. Kontakt: iod@teatrplock.pl, lub tel. 504 976 690.

Polityka Prywatności  |  Zarządzanie cookies
ROZUMIEM
Znajdź nas:

Okazje same do mnie przychodzą. Wywiad z Jackiem Mąką

Z Płocka wyjeżdżał do Francji, ale zawsze wracał. Teraz pojechał do Kielc i, jak mówi, wróci, jeśli nadarzy się okazja. Z Jackiem Mąką rozmawiała Monika Mioduszewska-Olszewska.

Jak droga z Kielc do Płocka? Stamtąd pan właśnie wraca.

Droga z Kielc do Płocka wygląda już bardzo dobrze, ponieważ między Kutnem a Piotrkowem Trybunalskim jest autostrada, która bardzo skraca drogę. Niestety między Piotrkowem a Kielcami jest zwykła droga dwupasmowa, jeździ dużo tirów, i tam jest ciężko czasami.

Ile czasu pan jedzie?

Mniej więcej trzy godziny. Jak wracam w nocy po przedstawieniu, to zajmuje mi to mniej czasu.

Często pokonuje pan tę trasę?

Średnio raz w tygodniu. Wracam na weekendy lub wtedy, kiedy muszę zagrać przedstawienie w Płocku.

Czyli nie wyprowadził się pan na dobre z Płocka?

Oczywiście, że nie. Mam tutaj mieszkanie, jestem płocczaninem, na stałe jestem zameldowany w Płocku (śmiech).

Nasi widzowie trochę się niepokoją o to, czy pan wróci.

Nie wiem, czy to tajemnica, ale zagrałbym nawet w Myszach Natalii Mooshaber, gdyby nie dwa przedstawienia Ciemności Moniki Strzępki w Kielcach, które są dokładnie w dniu premiery.

A dziś po jakim przedstawieniu pan wraca?

Dziś był Świętoszek w reżyserii Ewy Rucińskiej, młodej reżyserki po szkole krakowskiej.

Co pana uwiodło w kieleckim teatrze?

Pan dyrektor kieleckiego teatru (śmiech).

Czym Michałowi Kotańskiemu udało się pana uwieść?

Uwiódł mnie nazwiskami, z którymi będę pracować. Najpierw zaproponował mi gościnną rolę w Zachodnim wybrzeżu w reżyserii Kuby Kowalskiego, nowoczesnym, pięknym wizualnie przedstawieniu. To było moje pierwsze spotkanie z kieleckim teatrem, z zespołem i z samym miastem.

Później pan dyrektor zapytał mnie, czy chciałbym zostać tam chwilę dłużej. Odpowiedziałem, że to zależy, co ma mi do zaproponowania. On na to powiedział: Monika Strzępka, Maja Kleczewska, Mikołaj Grabowski – choć akurat do obsady Grabowskiego niestety nie wszedłem, czego bardzo żałuję, Ewa Rucińska – i główna rola Orgona w jej Świętoszku.

Z Michałem Kotańskim spotkaliście się w Płocku.

Tak, to było przy okazji spektaklu Być jak Kazimierz Deyna, który Michał reżyserował w 2012 roku. Bardzo dobrze mi się z nim pracowało. Dużo czerpał z aktorów, słuchał pomysłów, czasami je wykorzystywał, czasami nie, ale był bardzo otwarty, a to jest niezwykle cenne. To była bardzo dobra współpraca.

Po wielu latach zmienia pan teatr, miasto. To chyba wymaga odwagi?

Trzeba się rzucać, od czasu do czasu, na głęboką wodę. Robiłem już takie wypady, choćby do Francji. Wtedy też dostawałem telefony z pytaniem, czy przyjadę i była to zawsze jakaś rozterka. Na początku we Francji grałem przez kilka miesięcy, tutaj musiałem wziąć urlop. W 2011 trafiło się Saint Etienne na cały sezon i było jeszcze trudniej. W Kielcach dostałem służbowe mieszkanie, a tam wszystko musiałem sobie zorganizować sam. Wtedy trzeba było wszystko przeorganizować. Więc odwagi w życiu, w tym sensie, nigdy mi nie brakowało.

Łapie pan okazje i z nich korzysta, jak się da.

Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, to pewnie czas pokaże. Fakt, że ostatnio, od 2011, dłuższy czas pracowałem wyłącznie w Płocku.

O tym właśnie pomyślałam. Po takim unormowanym trybie życia, kiedy wszystko było ustalone…

… pojawia się taka propozycja. Nigdy nie byłem odważny w tym sensie, żeby podjąć inicjatywę, jechać gdzieś i prosić, żeby ktoś mnie zaangażował, żeby się urwać z Płocka. Nigdy tak nie miałem.

Czyli okazje same do pana przychodzą?

Raczej do mnie przychodzą niż ja je stwarzam.

Monika Strzępka i Paweł Demirski to najgorętsze nazwiska we współczesnym polskim teatrze, a pan właśnie zagrał Kurtza w ich najnowszej premierze Ciemności na podstawie Jądra ciemności Josepha Conrada. Czuje pan, że w pana życiu dzieje się coś dużego?

Czy ja wiem. Kilka razy już tak myślałem, że coś wielkiego się zdarza. Kiedy dostałem wielką rolę we Francji, przez cztery godziny cały czas byłem na scenie, w jednym z narodowych teatrów w Paryżu, La Colline. Jest to na pewno możliwość poznania nowych ludzi, pokazania się. A co z tego wszystkiego wyniknie? Zobaczymy. Przyzwyczaiłem się, że to tak po prostu jest. Nie jestem tak bardzo na kolanach przed tym, co się stało. Monika Strzępka też nie stwarza takiego wrażenia, że pracuje się z nie wiadomo jak wielkim artystą. Przeciwnie, to jest taka siostra, kumpela.

O to właśnie chciałam zapytać. Kiedy zobaczyłam informację o tym, że gra pan w przedstawieniu Strzępki i Demirskiego, bardzo się ucieszyłam. Jak się pracowało z tym duetem?

Głównie pracowałem z Moniką Strzępką, bo Paweł Demirski siedział w domu i pisał teksty. My tylko czekaliśmy i zastanawialiśmy się, czy coś napisał, czy nie (śmiech).

Jak w serialu Artyści, który pewnie pan oglądał.

Oglądałem, oczywiście (śmiech). Demirski pisał prawie do samego końca. Ostatnią scenę dostaliśmy dwa tygodnie przed premierą. Ale ja się czułem przy tej Monice Strzępce jakoś tak bardzo bezpiecznie. Od razu wiedziałem, że nie ma tam jakichś dziwnych relacji, ona wszystko szybko rozwiązywała. W pracy z nią nikt nie jest ważniejszy. Wszyscy jesteśmy na równi. Może z racji tego, że miała dużo rodzeństwa i musiała się nim opiekować, to jest taka starsza siostra. Ta atmosfera w pracy z Moniką Strzępką jest bardzo pozytywna i fajna. I życzyłbym sobie więcej takich.

Tym bardziej, że materia, nad która pracowaliście, nie była łatwa.

Rzeczywiście. Kiedy Paweł Demirski dosyłał nam teksty, często siadaliśmy, czytaliśmy je i się zastanawialiśmy, o co właściwe chodzi, kto z kim i dlaczego.

Autor nie zdradzał, co miał na myśli?

Nie, nie zdradzał (śmiech), może trochę swojej Monice zdradzał. A my powoli ciężką pracą dochodziliśmy do tego, że te relacje zaczynają być proste i oczywiste. I tak wyglądała praca z Moniką Strzępką. Ten wysiłek był głównie intelektualny.

Ciemności to właściwie dwa przedstawienia. Gracie je w Teatrze IMKA w Warszawie i w Kielcach, i podobno się różnią.

To wynika z tego, że w obu Teatrach są bardzo różne sceny. Scena w Kielcach jest typową sceną teatralną, pudełkową. W IMCE scena przypomina naszą, jest szeroka, przestrzenna. I to zupełnie zmienia wymowę spektaklu. Mojej żonie bardziej się podobało w IMCE. Tam to przedstawienie staje się bardziej panoramiczne i zyskuje taki kosmiczny wymiar.

Jakiego bohatera pan gra?

No to Kurtz jest.

No tak, ale jest ich dwóch.

Ja jestem tym starszym, odleglejszym, bardziej złym, kolonialnym, okrutniejszym. Andrzej Konopka, drugi Kurtz, jest bardziej nowoczesny, niektórym przypomina Steve’a Jobsa, jest ubrany w sweterek, okulary. Potrafi zaszaleć, ale jest takim gigantem. Natomiast mój jest pierwotny, szuka kości słoniowej, mówi, że trzeba bić murzynów, że żeby ludzie pracowali, trzeba ich bić.

Odnalazł się pan w takim bohaterze?

No bardzo łatwo (śmiech). Jedną z moich pierwszych dużych ról był Pułkownik Izquierdo w Montserrat, którego akcja toczyła się w XVIII-wiecznej Ameryce Południowej, wróciłem do tego i sobie przypomniałem, jak się kogoś takiego gra.

Jaki jest teatr w Kielcach?

Jest dużo starszy niż w Płocku. Mówię o budynku. W jednym miejscu nawet zarwały się schody za sceną, podobno mają ze sto lat. Skrzypi. Scena jest malutka. Widownia ma podobną liczebność do naszej, ale jest parter i są loże, taki styl włoski, jak opery. Dlatego jest uroczy. Ale czeka go duży remont.

To budynek. A jaki jest teatr w sensie wizji, dążeń?

Było takie zebranie poświęcone temu, co planujemy w przyszłym sezonie. Michał Kotański zapytał: „Chcecie dobrych reżyserów czy wybitnych?” (śmiech). I rzeczywiście, na przyszły sezon zaprosił takich reżyserów, że zastanawiam się czy miasto Kielce to udźwignie.

A jak to dotąd wyglądało?

Jakoś dźwiga. Nie grają tam tylko przedstawień takich, jak Strzępki i Demirskiego, z których odbiorem widz może czasem mieć problem. Michał stara się ten repertuar mieszać. Obok Ciemności jest Świętoszek, czy za chwilę Fredro, które nie są skierowane do ludzi, którzy chodzą tylko na przedstawienia Warlikowskiego czy Lupy.

Pamiętam, że kiedy Strzępka i Demirski tworzyli w Wałbrzychu zdobywali nagrody w całej Polsce, a na miejscu mieli kłopoty z publicznością. Teatr stworzył szeroki program edukacji teatralnej, żeby ludzi z tym oswoić i się udało. A jak jest w Kielcach?

W Kielcach jest trochę podobnie i pewnie podobnie byłoby w Płocku, gdyby takie przedstawienia zaczęły się pojawiać. Na to potrzeba czasu, ale jak widać, można to osiągnąć.

Jakie są pańskie dalsze plany na ten sezon teatralny? W czym pana zobaczymy?

Cały czas w kieleckim Teatrze można oglądać Świętoszka Moliera, a w połowie kwietnia rozpoczynam próby do Jak wam się podoba Szekspira w reżyserii Mai Kleczewskiej.

Oprócz tego wchodzę w próby w Teatrze Syrena do spektaklu grupy teatralno-kabaretowej „Pożar w burdelu”.

Idzie pan jak burza. Gratuluję i czekam z niecierpliwością na efekty tej współpracy.
Wróci pan do Płocka?

Czekam na jakąś okazję.

To życzę panu, żeby taka okazja do pana przyszła.

Dziękuję. Muszę też podziękować dyrektorowi Mokrowieckiemu za kwiaty, które przysłał mi na premierę Świętoszka. To bardzo piękny gest. Zarówno koledzy jak i panie bileterki byli bardzo zdziwieni.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Waldemar Lawendowski