OBOWIĄZEK INFORMACYJNY

Zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, iż na stronie internetowej Administratora znajduje się obowiązek informacyjny (zgodnie z art. 13 RODO), w którym wskazujemy w jaki sposób Państwa dane osobowe przetwarzane są przez Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego ul. Nowy Rynek 11; 09-400 Płock. Prosimy o zapoznanie się z niniejszą klauzulą informacyjną

PLIKI COOKIES

Informujemy także, iż my i nasi partnerzy wykorzystujemy technologie, takie jak pliki cookies, i przetwarzamy dane osobowe, takie jak adresy IP i identyfikatory plików cookies, w celu spersonalizowania treści w oparciu o Twoje zainteresowania, mierzenia wydajności treści oraz uzyskiwania wglądu w odbiorców, którzy widzieli treści. Kliknij poniżej, aby wyrazić zgodę na wykorzystanie tej technologii i przetwarzanie danych osobowych w tych celach. Jeśli nie chcesz, aby pliki cookies były wykorzystywane, kliknij w link Zarządzanie cookies, aby dowiedzieć się jak je wyłączyć.

Informujemy Ciebie, że w ramach serwisu używane są także także tzw. „niezbędne” pliki cookies niezbędne do funkcjonowania strony internetowej, umożliwiające korzystanie z usług dostępnych w ramach Serwisu, służące do zapewnienia bezpieczeństwa, np. wykorzystywanie do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania itp. Szczegóły zawarte są w Polityce Prywatności

W przypadku pytań i wątpliwości co do zakresu przetwarzania Twoich danych przez Administratora zalecamy kontakt z Inspektorem Ochrony Danych - p. Rafałem Andrzejewskim. Kontakt: iod@teatrplock.pl, lub tel. 504 976 690.

Polityka Prywatności  |  Zarządzanie cookies
ROZUMIEM
Znajdź nas:

Gwiazdy rdzewieją na dnie Wisły - wywiad z Bohdanem Urbankowskim

Docenianie to pełen obłudy rytuał – zabiera czas; a spełnienie oznaczałoby koniec sensu życia.

Sprzymierzeńcy i wrogowie Romantyzmu

Z dr. Bohdanem Urbankowskim – poetą i filozofem, twórcą ruchu Nowego Romantyzmu, kierownikiem literackim płockiego Teatru w latach 1982-2011, autorem sztuki Gwiazdy rdzewieją na dnie Wisły, rozmawiał Leszek Skierski.

L.S. W lipcu otrzymałeś z rąk ministra kultury Piotra Glińskiego Srebrny Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis – w dziedzinie literatury; wcześniej jeszcze Nagrodę Ministra za historię polskiej filozofii, Order Polonia Restituta i jeszcze Krzyż Wolności i Solidarności. Nagradzano cię za działalność podziemną i naziemną, za filozofię, za poezję i za dramaty. Czy czujesz się twórcą spełnionym i docenionym?

B.U. Ani jedno ani drugie. Docenianie to pełen obłudy rytuał – zabiera czas; a spełnienie oznaczałoby koniec sensu życia. Sens i cel to prawie to samo, jeśli nie mamy celu na przyszły rok, czy na jutro, to znaczy, że nie mamy po co żyć. 

A twoje cele i sensy? Tyle już udało Ci się zrealizować…

Zanosiło się kiedyś, że będę odnosił sukcesy w szermierce, w rzucie dyskiem, pchnięciu kulą a nawet w podnoszeniu ciężarów. Myślałem, że zdobędę przynajmniej mistrzostwo Polski.  Jednak im byłem starszy, tym gorsze miałem wyniki…

Nawet po siedemdziesiątce?

Nawet parę lat wcześniej, po pięćdziesiątce, gdy z młodości przechodziłem, powiedzmy, w drugą młodość.

Więc zarzuciłeś te dyscypliny?

Nie! Skomasowałem. Zarówno szermierkę, jak podnoszenie ciężarów włączyłem do swoich utworów. Wyszło im to na dobre, są agresywne, bojowe, podejmują ciężkie tematy.

Dlatego, że przyszło ci tworzyć w niełatwych czasach?

Teraz też, dzięki Bogu, nie jest łatwiej. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. W PRL była to dyktatura ciemniaków, co gorsza na obcej służbie, dziś demokracja, czyli dyktatura średniaków. Wtedy była cenzura polityczna, teraz ekonomiczna, wtedy było nękanie …

W Twoim biogramie wyczytałem, że wyrzucano Cię dziesięć razy z pracy.

Jedenaście. Biograf nie zaliczył mi pracy wykładowcy filozofii w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (dziś Szkole Głównej Handlowej), która trwała trzy dni.

A po trzech dniach?

Dostałem propozycję nie do odrzucenia, nawet dwie. Żebym został tewulcem i żebym wstąpił do partii, to właściwie na jedno wychodziło. Odmówiłem ze względu na poezję?

TW ani PZPR nie pasowało Ci do życiorysu romantycznego poety?

Nie. Dosłownie: odmówiłem w trosce o wiersze, o dramaty. Widzisz literatura wymaga wyobraźni, odwagi, wychodzenia poza horyzonty, charakteru a człowiek zeszmacony nie ma charakteru, nawet jeśli ma talent. Partia szmaciła – skutki trwają do dzisiaj, stąd niski poziom kultury, stąd w kraju, który ma najlepsze dramaty w Europie, teatry nęcą farsami i niesmacznymi skandalami mówiąc obrazowo – zamiast pięknych, tajemniczych, choć czasem znerwicowanych dam - wyszminkowane, tanie dziwki, co najgorsze z roku na rok droższe. Kiedyś zagadką było dla mnie – dlaczego zdolni poeci nagle zaczęli tyć, rozłazić się a nie rosnąć? Sławek Nawrocki na polonistyce wygrał konkurs poetycki, pojechał do Danii, Leszek Żuliński był laureatem konkursu – sam wręczałem mu nagrodę; Józek Kurylak zapowiadał się na wybitnego poetę metafizycznego. A potem jakby sami siebie się bali, sami sobą się brzydzili. Po latach sprawa się wyjaśniła, wszyscy zostali donosicielami, podłość udzieliła się wierszom. Ocaleli najodważniejsi albo ci, co uciekli jak Miłosz czy Odojewski. Broniewski w Palestynie napisał piękne erotyki, w Polsce Ludowej - Słowo o Stalinie. To jakiś symbol. Ten sztandar na Tumskim Wzgórzu powinien być bardziej poszarpany, miejscami wręcz zeszmacony.

Przecież kiedyś sam go broniłeś, protestowałeś przeciw zburzeniu pomnika – jak widać skutecznie.

Dalej uważam, że Broniewskiemu się ten pomnik należy, jemu i nam. To symbol – z wielkością i zeszmaceniem, z pięknem i chamskimi uproszczeniami. Bohater Legionów, pogromca bolszewików w 1920 roku, a potem…

Stał się tchórzem?

O tyle, że oszukiwał sam siebie i uciekał w alkohol. Podobnie jak potem Grochowiak czy Jerzyna - wódką się nie da pisać wierszy. Ale nie za to cenimy Broniewskiego, popatrz ilu Polaków pije a nie piszą tak dobrych wierszy. Jego pomnik powinien stać nie tylko w Płocku, także w Warszawie przed Związkiem Literatów.

Dlatego napisałeś powieść i dramat o wojnie o niepodległość, o latach 1918 – 20 „Gwiazdy rdzewieją na dnie Wisły”, którego prapremiera odbędzie się w płockim Teatrze 6 października w 100. rocznicę Odzyskania przez Polskę Niepodległości, czy Broniewski w nich występuje?

Nawet do roku 1922. Gdy Piłsudski przyjechał w 1918, to nie był koniec a początek walk. Wliczając atak Czechów na Zaolzie to musieliśmy walczyć z pięcioma przeciwnikami. Dopiero gdy włączyliśmy Śląsk ustaliliśmy granice Rzeczypospolitej. Ale nie Broniewski jest bohaterem tej sztuki. On jest wart osobnej powieści, takiej jaką napisałem o Borowskim. Ale nie wiem, czy zdążę. Tak to jest, jak się ma za dużo celów, życie wielokrotnie sensowne potrzebuje więcej czasu. Ale oczywiście i w dramacie i w powieści Płocka nie mogło zabraknąć. To był jeden z najważniejszych teatrów wojny, obok Warszawy i Wieprza. W Warszawie był Mieczysław Słowikowski, bohater spod Ossowa, jak Skorupka, na południu 16 sierpnia odbiliśmy z rąk Rosjan Maciejowice, to symbol, jakby wymazanie z polskiej historii klęski z 1794. Ale w Maciejowicach do dzisiaj wolą świętować klęskę Kościuszki, niż zwycięstwo wojsk Piłsudskiego. Jeśli jest tam grupa rekonstrukcyjna to zapewne po kolei umierają teatralnie… krzycząc finis Poloniae, zamiast pędzić na koniach krzycząc: bolszewika goń goń goń. Wstawiłem do swoich „Gwiazd…” scenę, taki żywy obraz: ułani na pobojowisku pod Maciejowicami, klęczą, może żołnierska modlitwa, może Bogurodzica. To może był najważniejsza scena w dramacie, najważniejsza w dziejach naszego teatru – a może być zamieniona w patriotyczny kicz.  Wszystko w rękach konia, jak mówi się na wyścigach.

Czyli reżysera… Za chwile do tego przejdziemy. A nasz Płock?

Bez Płocka nie byłoby dramatu, bez Płocka wojna mogła się inaczej skończyć. Rosjanie chcieli powtórzyć manewr Paskiewicza, przejść Wisłę i zdobyć Warszawę od Zachodu. Nie udało im się, w Płocku ocalono Warszawę i przyczyniono się do ocalenia Europy. Żołnierze z powodu dziwacznego rozkazu Sikorskiego zostali pobici pod Trzepowem, zginął Mieczysław Głogowiecki, ale reszta żołnierzy się broniła, broniła się także flotylla, także harcerze. Płoccy harcerze to jakby orlęta lwowskie. Im też należy się pomnik, na samym środku Tumskiej. Oczywiście jest major Janusz Mościcki, oczywiście Stanisław Berezowski, to jeden z trzech głównych bohaterów: on, Słowikowski i Drojewski, może Drohojowski – nikt nie zna na pewno jego nazwiska, życia też resztą nie. A przecież to jeden z bohaterów walk o  niepodległość. Z harcerzy jest Antolek Gradowski, ale też ci którzy przeżyli: Jeziorowski i Kaczmarski.  W tle oczywiście, widoczny z daleka jak posąg - Naczelnik Piłsudski. O jego wizycie w Płocku, o dekorowaniu bohaterów też oczywiście jest.

Rozmowa nam przechodzi na Płock. Jesteś związany z nim pięćdziesiąt lat.

Prawie. Równe trzydzieści lat pracy, ale jeśli doliczyć lata podziemne, wcześniejsze akcje ruchu Nowego Romantyzmu, wyjdzie więcej.

To były wczesne lata 60. XX wieku, kiedy z pokładu statku parowego  „Traugutt”, zobaczyłeś po praz pierwszy Wzgórze Tumskie.

Tak, ale to była wycieczka. Mieszkałem w akademiku ze Zbyszkiem Wieczorkiem z Płocka, i on mnie namówił, jazda wspaniała, piwo było w cenie biletu. Zbyszka brat – Andrzej też pomieszkiwał w naszym pokoju, nawet waletował. Wspaniały kumpel. Ale do rzeczy. W 1967 udało nam się ogłosić manifest Nowego Romantyzmu i pod pretekstem świętowania piątej rocznicy śmierci Broniewskiego zorganizowaliśmy kilkanaście spotkań, głównie w Warszawie, ale także w: Płocku, w Ciechanowie, Ostrołęce, Gostyninie, Kutnie - gdzie tylko mieliśmy kumpli z akademika. Ale prawdziwa działalność to się zaczęła, gdy włączyła się Ulka Ambroziewicz. Zwłaszcza, że u niej poznałem piękną nieznajomą, w niebieskiej sukni (p.s. niezwykle piękny kolor, zwłaszcza na niej). Otóż Ulka zaczęła organizować grupę „Gościniec”. Przyjechała do Łodzi, na zjazd Nowych Romantyków, a trochę - podziemnego „Ruchu” z którym niektórzy, poprzez Jacka Bierezina się spiknęli. Ale jeszcze „Gościniec” nie był gotowy. Więc kiedy po raz pierwszy założyliśmy Konfederację Nowego Romantyzmu, to prócz warszawskich poetów należała łódzka grupa „Centrum” i jako osobna organizacja – Ulka Ambroziewicz. Potem, gdy organizowaliśmy Konfederację powtórnie, z poetami ze Śląska, Łodzi, Lublina, i tak dalej to „Gościniec” już istniał. Prócz Ulki działał Staszek Nawrocki, Krzyś Barański, Leszek Franczak, potem dołączył do nich niezwykle uzdolniony i oczytany Marek Grala. A także Edek Kupiszewski z Chorzel a potem z Ostrołęki, Grześ Roszko z Ciechanowa. Ta Marek Kawałko i Marysia Hempel z Lublina, oczywiście cała grupa z Bytomia. Ta grupa już liczyła się na mapie Polski, ale i w aktach SB. Ulka jako działaczka Związku Nauczycielstwa Polskiego, wcześniej kończyła Studium Nauczycielskie, była główną organizatorką spotkań po różnych ośrodkach dla nauczycieli, oczywiście dla zaufanych nauczycieli i zaufanych uczniów. To nie były tylko prezentacje naszych wierszy, uważaliśmy, że trzeba uczyć nie uczniów a nauczycieli, robiłem wykłady, z literatury emigracyjnej i w ogóle zakazanej, czasem coś z polskiej filozofii. Wtedy już zaczynałem ją pisać.

Już wtedy zakorzeniłeś się w świadomości mieszkańców naszego miasta, jako – „pisarz płocki”.

Jesteś uprzejmy. Co innego gdybym nazywał się Themerson i zwiał z Płocka, nazajutrz po maturze, zanim cokolwiek zrobiłem, a tak nie mam szans.

Ale jednak działałeś – jawnie i w podziemiu, organizowałeś życie literackie, wystawiałeś sztuki, dziesięć widowisk plenerowych.

Widowiska to po części zasługa Marka Mokrowieckiego, który je świetnie wyreżyserował z ułańskim rozmachem. Płock jest jedynym miastem w Polsce, które ma swoją historię opowiedzianą w tych widowiskach. Masław – początki Płocka i Polski; O zbrodni i pokucie Króla Bolesława – oczywiście czasy Hermana i Krzywoustego; ale także Ostatni sejm wolnej Polski - i Powstaniu Listopadowym, także Płonące cyfry 1863, także Rok 1920 i Ballada o dzieciach z Płocka dwa widowiska o tej samej wojnie.  A jeśli mowa o moich sztukach to wystawiłem trzy: Czarny pierścień, Chłopiec, który odchodzi i Żelazne kwiaty. Za największą sługę poczytywaliśmy jednak sobie, że założyliśmy pierwszy w Polsce, i jak się miało okazać jedyny, „Teatr Solidarności” – nazwaliśmy go „Scena ’81” i zdążyliśmy wystawić Rozmowy z katem Moczarskiego oraz wspomniany już Czarny pierścień, z Bożeną Mrowińską jako Aleksandrą Piłsudską. Oficjalnie sztukę wystawiliśmy tylko raz, w przeddzień stanu wojennego, ale wystawialiśmy ją wcześniej kilka razy dla „Solidarności”, na przykład podczas strajku w gmachu Politechniki. To był monodram, więc Bożena chodziła z jedną osobą towarzyszącą, czasem ze mną, po różnych patriotycznych melinach. Chodził z nami też Kazio Tałaj, też z naszego teatru – miał wspaniałą składankę wierszy patriotycznych, także solidarnościowych, uzupełnialiśmy ją na bieżąco. I jak po wprowadzeniu stanu wojennego była potrzeba – dosłownie głód patriotycznej poezji, to w oparciu o tę składankę wydaliśmy pierwszą antologię poezji podziemnej „Głosy w ciemności”. Ukazała się w Warszawie już na początku 1982 roku, wydawcą był Edek Kirpluk i „Słowo Podziemne”,  ale jak widzisz miała płockie korzenie. Pierwsza antologia stanu wojennego i pierwsze nielegalne spotkanie literackie. W nocy wprowadzono stan wojenny a rano, w klubie Leny Szatkowskiej, odbyliśmy bez niczyjej zgody, więc wbrew przepisom stanu wojennego – imprezę poetycką. Oczywiście przydał się znowu Kazio, przydała się Bożena. Dostaliśmy cynk, że Ulkę aresztowano, więc impreza była jej zadedykowana.  

Partia nieustannie inwigilowała środowiska związane z nurtem niepodległościowym, zwłaszcza po rozbiciu w 1975 roku Konfederacji Nowego Romantyzmu. W tym czasie związałeś się z opozycją, współredagowałeś wiele pism i wydawnictw podziemnych. To wymagało odwagi, ale i dobrego porozumienia ze środowiskiem lokalnych działaczy. Byli sprzymierzeńcy, a czy byli wrogowie?

Jedni i drudzy, chociaż większości się nie znało. Tajne służby przebierały się za naszych przyjaciół, sąsiadów, za latarnie i psy pod latarniami. Oczywiście my także konspirowaliśmy się jak się dało. Efekty tego czasem są tak komiczne, że aż wzruszające. Dwa razy mi się zdarzyło – raz dostajemy w Łodzi medale za podziemną „Solidarność”, drugi raz w IPN Krzyże Wolności i Solidarności - za każdym razem to samo. Rzucamy się sobie na szyje, zaczynamy mówić i nagle okazuje się, że używamy fikcyjnych nazwisk, nie wiedzieliśmy naprawdę kto był kim. To były całe lata romantyczne ale i lata w kłamstwie, w udawanej lojalności. Pamiętam na jednym ze spotkań powiedziano, że ten tam pod ścianą to na dziewięćdziesiąt dziewięć procent kapuś. Więc Ulka zaczęła od pochwał pod adresem ZNP (w pochwały pod adresem partii najgłupszy esbek by nie uwierzył), Jurek przeczytał wiersz o tym, że Płock rozwinął się dzięki Rewolucji Październikowej, a ja już poszedłem na całość i zacząłem zbiórkę pieniędzy na sztuczną szczękę dla sekretarza Komitetu Wojewódzkiego – towarzysza Kępy. Nie wiem czy on nosił sztuczne szczęki – nie wiem, czy w ogóle miał zęby, ale chodziło o to, żeby ludzie przestali się bać. Robienie jaj z ustroju też było częścią walki politycznej. Ulka to było pokolenie nieco starsze, była internowana, potem ją wypuścili, znowu działała podziemnie… taki charakter. Ale w pewnym momencie doszła grupa wspaniałej młodzieży, wśród nich Darek Stolarski, to już było drugie pokolenie KPN. Świetny organizator, do tego początkujący poeta, zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Dlatego przez dziesięć lat przyznawaliśmy nagrodę poetycką „Białe Pióro” imienia Darka Stolarskiego. Gdyby go nie zamordowano byłby z pewnością na naszej sztuce – nie wszyscy pamiętają, że Darek pracował w naszym teatrze.

Dziękuję za rozmowę.